piątek, 1 marca 2019

Podróż do Leirii!

      Chwilę po północy spotkaliśmy się wszyscy na dworcu PKS w Białymstoku, aby udać się na lotnisko Modlin, z którego nad ranem mieliśmy wylot do Brukseli. Byłem lekko zestresowany, ponieważ po raz pierwszy widziałem się z moimi kompanami podróży. Jednak bezpotrzebnie, gdyż szybko złapaliśmy kontakt. Podczas drogi ogarnialiśmy kwestię dotarcia do naszego Erasmusowego miasteczka, które było oddalone od Lizbony o 150 km. Okazało się, że musimy skorzystać z dwóch linii metra, aby dostać się na dworzec Sete Rios. Bez problemu dotarliśmy się na lotnisko Modlin. Nadaliśmy bagaże rejestrowane i wyczekiwaliśmy na nasz lot do Brukseli. W Belgii spędziliśmy niecałe dwie godziny na lotnisku w oczekiwaniu na następny lot. Po tym czasie siedzieliśmy w samolocie nie mogąc doczekać się startu. Podróż minęła mi szybciutko, ponieważ przyciąłem komarka. Portugalia przywitała nas swoim słoneczkiem, a temperatura oscylowała w granicach 30 stopni Celsjusza. Po wyjściu z samolotu udaliśmy się na lotnisko po odbiór bagażu. Pech chciał, że jedna z dziewczyn, które ze mną podróżowały miała uszkodzoną walizkę. Właściwie to odpadły jej kółka i trzeba było ciągnąć ją po ziemi lub po prostu nieść. Dodatkowo każdy z nas oprócz dużego bagażu posiadał podręczny. Ja jako jedyny mężczyzna w grupie zaproponowałem, że zamienię się z koleżanka na uszkodzoną walizkę. Wszystko było by dobrze, gdybyśmy nie znajdowali się na ogromny lotnisku, a na dworzec autobusowy musieliśmy jechać dwoma liniami metra. Nikt nie wiedział dokąd mamy iść, a podróż z ponad 30 kilowymi bagażami nie ułatwiała nam zadania. Jednak przy pomocy przemiłych Portugalczyków udało się nam dotrzeć na dworzec nie błądząc zbyt wiele. W kasie kupiliśmy bilety na odpowiedni autobus. Podczas podróży cieszyliśmy się z przepięknych widoków oraz korzystaliśmy z WiFi, aby skontaktować się z najbliższymi. Portugalscy kierowcy są bardzo nerwowi. Nasz kierowca bardzo często używał klaksonu, a przez ronda przejeżdzał jakby był co najmniej Robertem Kubicą. Najgorsze było to, że w tym kraju występuje więcej rond, niż skrzyżowań. Po dość burzliwej jeździe dotarliśmy w końcu do naszego celu. Na dworcu czekało na nas dwóch Portugalczyków, których poznaliśmy wcześniej przez Facebook'a. Jeden przyjechał po mnie, natomiast drugi po dziewczyny. Jednak mieliśmy tak dużo bagażu, że jedna z nich pojechała z nami. Gdy ją odwieźliśmy do domu nadszedł w końcu czas, oględzin swój ego pokoju. W mieszkaniu poznałem swoich współlokatorów. Chłopaki miło mnie przywitali, choć jednego z nich poznałem dopiero jakieś dwa tygodnie po przyjeździe, ponieważ zawsze się mijaliśmy. Po ogarnięciu się oraz rozpakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy udałem się do dziewczyn, aby skosztować portugalskiego wina. Posiadały one duży taras, na którym spędziliśmy miły wieczór na pogaduszkach. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz